W poprzedniej recenzji o dwóch pierwszych częściach o braciach Slater pisałam, że mam ogromny sentyment do tych książek. W tej kwestii nic się nie zmieniło, jednak jestem w pełni świadoma, że nie są to książki idealne. Wielu osobom do gustu na pewno nie przypadną bohaterowie, których pewne z cech zostały wyolbrzymione. Na pewno znajdą się też tacy, którym nie spodoba się historia opowiedziana przez autorkę. Na świecie nie istnieje ani jedna książka, która spodoba się absolutnie każdemu — to nierealne.
Im więcej książek L.A. Casey się czyta, tym wyraźniej można dostrzec, że z każdą kolejną radzi sobie coraz lepiej. Dominic był chaotyczny, podobnie sprawa miała się z krótką nowelką zatytułowaną Bronagh, która była dopełnieniem historii o pierwszym z braci Slater. Między Dominicem a Alecem widać różnicę i to ogromną, choć nie jest jeszcze idealnie. Historia drugiego brata ma w sobie więcej pazura, a jednocześnie nie jest wyłącznie opisem intymnych scen między bohaterami. W końcu pojawia się też ciekawie zarysowany wątek z przeszłością Aleca. Prawdę mówiąc, Dominic na tle swoich pozostałych braci wypada zaskakującą blado, co jest dziwne, biorąc pod uwagę to, że w pierwszym tomie został przedstawiony jako mężczyzna o nieco przerośniętym ego, a jego charakter to istny wulkan.
Pierwsze spotkanie Aleca i Keeli nie przebiega tak, jak zapewne by chcieli. Dochodzi między nimi do utarczek słownych i oboje niezbyt chętnie przebywają w swoim towarzystwie. Los płata im figla, a Keela jest zmuszona poprosić o pomoc Aleca, by ten udawał jej chłopaka na weselu kuzynki. Tylko czy ta dwójka jest w stanie wytrzymać ze sobą dłużej niż pięć minut w jednym pomieszczeniu?
Jednym z lepszych wątków w tej historii jest z całą pewnością przeszłość Aleca, której widmo snuje się za nim aż do dnia dzisiejszego, a on sam odczuwa jej skutki. Wydarzenia z przeszłości ukształtowały charakter Slatera i miały na niego silny wpływ. Przeszłość nie daje mu o sobie zapomnieć, co niejednokrotnie zmusi Aleca do podjęcia ważnych decyzji i szybkiej reakcji. Na uwagę zasługuje kreacja bohaterów — są zabawni, szczerzy i pełni sprzeczności. Oboje nienawidzą, gdy ktoś próbuje zaleźć im za skórę, jednak — o ironio — doprowadzają się nawzajem do szału przy każdej możliwej okazji. Między nimi wyczuwalna jest elektryzująca chemia już pierwszych stron książki. Spory i potyczki słowne jeszcze bardziej ich nakręcają i zachęcają do działania i podjęcia odpowiednich kroków. Autorka stopniowo buduje napięcie, by w kulminacyjnym momencie pozwolić mu wybuchnąć i obezwładnić bohaterów.
W dalszym ciągu ważne dla pisarki są więzi rodzinne Slaterów. Wprowadza też do historii nowe postacie, które nadają tej części świeżości. Historia, choć na pierwszy rzut oka niezbyt skomplikowana, potrafiła mnie zaskoczyć w kilku momentach. Dominica określiłam mianem brudnej i szokującej, Alec to natomiast zabawna i znacznie głębsza, niż nam się wydaje opowieść, od której trudno jest się oderwać. Nawet te blisko sześćset stron nie stanowi większego problemu dla zaabsorbowanego lekturą czytelnika. Można ją pochłonąć w kilka wieczorów i będzie pragnęło się więcej.
Tak jak już wcześniej wspominałam, można zauważyć diametralną różnicę między tymi dwoma częściami. Autorka w końcu opanowała się z wulgaryzmami i było ich zdecydowanie mniej niż w poprzednim tomie. Zadziałało to na korzyść tej serii — w Dominicu czasami aż bolało nagromadzenie niewybrednych epitetów i porównań, którymi raczyli się bohaterowie. Nie brzmiało to w ogóle prawdziwie, wręcz przeciwnie — było sztucznie i momentami ordynarnie. Tutaj jest zdecydowanie lepiej. L.A. Casey nie tylko pozbyła się w znacznym stopniu takiego słownictwa, ale zadbała też o to, by książkę lepiej się czytało. Zdania w końcu tworzą spójną całość — dobrze, że warsztat jest cały czas szlifowany, bo działa to na korzyść.
Tak, jak Alec okazał się o niebo lepszą pozycją od Dominica, tak Keela góruje nad nowelką o Bronagh. Nowelę o dziewczynie Dominica uznałam za zbędną, nie wniosła bowiem ona praktycznie nic nowego do całej opowieści. U Keeli sprawa ma się nieco inaczej. Jest jakby przedłużeniem tomu o Alecu, ale w przypadku tego dodatku wszystko wypada naturalniej i klarowniej. Keela w końcu może zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Jednak przed nią i Alecem stoi jeszcze wiele przeszkód, które muszą wspólnie pokonać. Zakończenie nowelki na pewno niejedną osobę wbije w fotel, przez co z niecierpliwością będzie chciał sięgnąć po kolejny tom, tym razem o Kane.
Krótko podsumowując: Alec i Keela to dwie dobre kontynuacje serii o braciach Slater. W końcu autorka zaczyna na poważnie podchodzić do opisywanych przez siebie historii, widać postępy zarówno w prowadzeniu fabuły, dodawaniu i rozwijaniu kolejnych wątków, jak i w posługiwaniu się słowem pisanym. Być może przekonają do siebie nawet tych, którzy nie zapałali miłością do Dominica i Bronagh. Serdecznie polecam.
Pierwsze spotkanie Aleca i Keeli nie przebiega tak, jak zapewne by chcieli. Dochodzi między nimi do utarczek słownych i oboje niezbyt chętnie przebywają w swoim towarzystwie. Los płata im figla, a Keela jest zmuszona poprosić o pomoc Aleca, by ten udawał jej chłopaka na weselu kuzynki. Tylko czy ta dwójka jest w stanie wytrzymać ze sobą dłużej niż pięć minut w jednym pomieszczeniu?
Jednym z lepszych wątków w tej historii jest z całą pewnością przeszłość Aleca, której widmo snuje się za nim aż do dnia dzisiejszego, a on sam odczuwa jej skutki. Wydarzenia z przeszłości ukształtowały charakter Slatera i miały na niego silny wpływ. Przeszłość nie daje mu o sobie zapomnieć, co niejednokrotnie zmusi Aleca do podjęcia ważnych decyzji i szybkiej reakcji. Na uwagę zasługuje kreacja bohaterów — są zabawni, szczerzy i pełni sprzeczności. Oboje nienawidzą, gdy ktoś próbuje zaleźć im za skórę, jednak — o ironio — doprowadzają się nawzajem do szału przy każdej możliwej okazji. Między nimi wyczuwalna jest elektryzująca chemia już pierwszych stron książki. Spory i potyczki słowne jeszcze bardziej ich nakręcają i zachęcają do działania i podjęcia odpowiednich kroków. Autorka stopniowo buduje napięcie, by w kulminacyjnym momencie pozwolić mu wybuchnąć i obezwładnić bohaterów.
W dalszym ciągu ważne dla pisarki są więzi rodzinne Slaterów. Wprowadza też do historii nowe postacie, które nadają tej części świeżości. Historia, choć na pierwszy rzut oka niezbyt skomplikowana, potrafiła mnie zaskoczyć w kilku momentach. Dominica określiłam mianem brudnej i szokującej, Alec to natomiast zabawna i znacznie głębsza, niż nam się wydaje opowieść, od której trudno jest się oderwać. Nawet te blisko sześćset stron nie stanowi większego problemu dla zaabsorbowanego lekturą czytelnika. Można ją pochłonąć w kilka wieczorów i będzie pragnęło się więcej.
Tak jak już wcześniej wspominałam, można zauważyć diametralną różnicę między tymi dwoma częściami. Autorka w końcu opanowała się z wulgaryzmami i było ich zdecydowanie mniej niż w poprzednim tomie. Zadziałało to na korzyść tej serii — w Dominicu czasami aż bolało nagromadzenie niewybrednych epitetów i porównań, którymi raczyli się bohaterowie. Nie brzmiało to w ogóle prawdziwie, wręcz przeciwnie — było sztucznie i momentami ordynarnie. Tutaj jest zdecydowanie lepiej. L.A. Casey nie tylko pozbyła się w znacznym stopniu takiego słownictwa, ale zadbała też o to, by książkę lepiej się czytało. Zdania w końcu tworzą spójną całość — dobrze, że warsztat jest cały czas szlifowany, bo działa to na korzyść.
Tak, jak Alec okazał się o niebo lepszą pozycją od Dominica, tak Keela góruje nad nowelką o Bronagh. Nowelę o dziewczynie Dominica uznałam za zbędną, nie wniosła bowiem ona praktycznie nic nowego do całej opowieści. U Keeli sprawa ma się nieco inaczej. Jest jakby przedłużeniem tomu o Alecu, ale w przypadku tego dodatku wszystko wypada naturalniej i klarowniej. Keela w końcu może zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Jednak przed nią i Alecem stoi jeszcze wiele przeszkód, które muszą wspólnie pokonać. Zakończenie nowelki na pewno niejedną osobę wbije w fotel, przez co z niecierpliwością będzie chciał sięgnąć po kolejny tom, tym razem o Kane.
Krótko podsumowując: Alec i Keela to dwie dobre kontynuacje serii o braciach Slater. W końcu autorka zaczyna na poważnie podchodzić do opisywanych przez siebie historii, widać postępy zarówno w prowadzeniu fabuły, dodawaniu i rozwijaniu kolejnych wątków, jak i w posługiwaniu się słowem pisanym. Być może przekonają do siebie nawet tych, którzy nie zapałali miłością do Dominica i Bronagh. Serdecznie polecam.
Za egzemplarze książek i możliwość ich przeczytania dziękuję wydawnictwu Kobiecemu.
Tytuł oryginalny: Alec + Keela
Cykl: Bracia Slater (tom 2; 2,5)
Autor: L.A. Casey
Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 568 + 184
Data wydania: 21 stycznia 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz