9 sierpnia 2018

„Fallen Crest. Akademia” Tijan Meyer

Czytam książki new adult, ponieważ lubię obserwować, jakie zmiany zachodzą w młodych bohaterach, jak ich charaktery ewoluują i w jaki sposób dorastają. Nie dziwne jest więc to, że sięgam po książki, których akcja dzieje się w szkole lub na studiach, bo tę zmianę można bardzo wyraźnie dostrzec. Akademia jest pierwszym tomem serii Fallen Crest, która liczy aż trzynaście części. Napisana przez Tijan Meyer książka zdobyła rzeszę fanów na całym świecie. Czy jednak była w stanie i mnie zauroczyć?

Pewnego dnia Samantha dowiaduje się, że jej rodzice rozwodzą się, a ona jest zmuszona zamieszkać z matką u jej nowego partnera. Okazuje się, że ma on dwóch synów — Logana i Masona — o których jest głośno. Uczęszczają do publicznej szkoły, natomiast Sam do Fallen Crest. Samantha robi wszystko, by trzymać się od nich z daleka oraz wszystko, by nikt nie dowiedział się z kim żyje pod jednym dachem, bo wiadomo, jaką mają reputację oraz ile się o nich mówi. Czy jednak będzie w stanie trzymać się z daleka od braci, którzy stają się jej coraz bliżsi? 

Chciałabym napisać coś pozytywnego o tej książce, ale nie potrafię. Za swój największy wyczyn mogę uznać, że dobrnęłam do epilogu. Akademia jest infantylna, całkowicie bez polotu, z nużącą fabułą i bohaterami, którzy zamienili się na mózgi z kapucynkami. Choć myślę, że w tym przypadku nawet kapucynki mają więcej rozumu niż bohaterowie stworzeni przez Tijan. Główna bohaterka została wykreowana w bardzo niekonsekwentny sposób. Właściwie jej zachowanie przeczy temu, co sama o sobie mówi i co powtarza na każdym kroku: nic ani nikt nie jest w stanie jej złamać, nie czuje bólu. A co się okazuje? Czuje i to dosyć mocno, o czymś świadczą drobne sytuacje, które krok po kroku łamią ją i nie pozostawiają wszelkich złudzeń. Nie jestem pewna, czy nie potrafi racjonalne ocenić wydarzeń, w których bierze udział, czy może stoi za tym coś zupełnie innego. Nie tylko z nią mam ogromny problem. Reszta bohaterów wcale nie jest lepsza. Większość uważa się za przyjaciół, jednak myślę, że żadne z nich nie wie, co przyjaźń tak właściwie oznacza. Dramy i problemy są tu na poziomie gimnazjum, wszystko zostaje wyolbrzymione do nienaturalnych rozmiarów, co zamiast wpłynąć na czytelnika i wyrwać go z butów, irytuje go do granic możliwości. W tej książce nie znajdziecie nastolatków, którzy mają swoje pasje, realizują się w różnych dziedzinach czy coś w tym stylu. Zamiast tego natkniecie się na wiecznie pijanych, balujących do białego rana i zaliczających wszystko, co się rusza młodych ludzi, którzy nie przejmują się praktycznie niczym. Dobrze, że chociaż martwią się o samych siebie, bo mogłoby być jeszcze gorzej (jakby już nie było).

Relacje między nimi też są dosyć dziwne i niezbyt dla mnie zrozumiałe. Wszyscy wszystkich zdradzają, nikt nikomu nie jest wierny. Przyjaciele okazują się fałszywi, na rodzinę nie można liczyć. Czy zamysłem autorki było ukazać tak upośledzone społeczeństwo, gdzie panują tylko chore relacje, z których ludzie chcą czerpać profity? O jakimkolwiek szacunku wobec drugiej osoby też raczej nie ma mowy. Egoizm po prostu wylewa się z tej książki. Na każdym kroku można zaobserwować niezdrowe zachowania bohaterów, nie tylko nastolatków, ale i dorosłych, którzy powinni z natury być bardziej odpowiedzialni i rozsądni. 

W przypadku książek new adult można mówić o większych lub drobnych romansach między bohaterami, jednak tu natknęłam się na coś podobnego, jak w Dance, sing, love. Miłość pojawia się jak za dotknięciem magicznej różdżki, bohaterowie z niewiadomych powodów rzucają się sobie w ramionach i w sumie... to tyle. Zawsze cieszę się, gdy autor potrafi budować napięcie między postaciami, powoli ich do siebie zbliża i można zauważyć, jak relacja rozwija się i wskakuje na kolejny poziom. W Akademii nie ma czegoś takiego. Dwa spojrzenia raczej nie wystarczą, by zapałać do siebie tak głębokim uczuciem, jakie jest niby opisane w książce.

W pewnym momencie pomyślałam, że autorka robi ze mnie niezłą idiotkę. Skoro historia to niewypał, to może jednak obroni się stylem pisania. Ale tu nie jest lepiej. Wszystkie dialogi między bohaterami są tak sztuczne i tandetne, że momentami nie dało się ich czytać. Większość to po prostu zapychacze, które nie wnoszą do historii czegoś znaczącego. Autorka zaczyna wiele wątków, ale potem nie kwapi się, by je dokończyć. Ta książka to jeden, wielki chaos, którego nie da się okiełznać. 

Fallen Crest. Akademia to jedna z najgorszych książek, po jaką miałam okazję sięgnąć. Począwszy od fabuły, przez budowanie wątków, prowadzenie postaci aż po język, jakim posługuje się autorka — mam wrażenie, że wszystko tu poszło nie tak, jak powinno. Nie polecam.

Garść informacji o książce
Tytuł: Fallen Crest. Akademia
Tytuł oryginalny: Fallen Crest: Academy
Cykl/seria: Fallen Crest (tom 1)
Autor: Tijan Meyer
Tłumaczenie: Barbara Kardel-Piątkowska
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 480
Data wydania: 25 stycznia 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz